Internet nigdy nie zawodzi, jeśli chodzi o dostarczanie nowych, często kompletnie idiotycznych trendów. Tym razem na scenę wjeżdża z przytupem coś, co można określić mianem cyfrowego żebractwa – spektakularny trend „żebrania o lajki”, gdzie emocje są wyciskane niczym sok z cytryny, a logika… no cóż, logika poszła sobie na długi urlop.

Zagadnienia, które poruszam w artykule:
O co chodzi z wyłudzaniem reakcji?
Wyobraźcie sobie: starszy pan, samotny w blasku świeczek na czekoladowym torcie. Podpis? „Mam 79 lat, nie mam żony ani dzieci, a to ciasto zrobiłem sam. Nikt mnie nie pobłogosławił”. Albo zdjęcie bliźniąt z uśmiechami tak szerokimi, że można by nimi przeciąć beton: „Jesteśmy bliźniakami, ale nikomu się nasze zdjęcie nie podobało 😢❤️”. I co, klikniesz „lubię to”? No jasne, że klikniesz! Bo jak nie klikniesz, to… co z ciebie za człowiek?!
Tak właśnie działa ten trend. Twórcy takich postów biorą na cel twoje serce i moralny kompas, serwując ci emocjonalny szantaż w najbardziej wzruszającej formie. To jakby ktoś wołał: „Hej, jeśli masz jakiekolwiek uczucia, pokaż je lajkiem!”

Dlaczego wyłudzanie reakcji jest tak… idiotyczne?
Nie zrozumcie mnie źle – pomaganie innym jest fajne, a okazanie empatii zawsze na propsie. Ale tu nie chodzi o realną pomoc, tylko o nabijanie cyfrowych punktów w formie lajków, które niczego w rzeczywistości nie zmieniają. Twórcy takich treści wiedzą, jak zagrać na twojej emocjonalnej klawiaturze, ale za kulisami to czysta kalkulacja: więcej lajków = większy zasięg. Proste jak konstrukcja cepa.
Zamiast prawdziwej troski, dostajemy teatrzyk. Samotność, bieda, dziecięcy uśmiech – wszystko wrzucone w blender internetowego wyciskania łez. Problem w tym, że im więcej takich postów, tym mniej wierzymy w prawdziwe historie. To trochę jak z „chłopcem, który wołał: wilk!”. Kiedy naprawdę wydarzy się coś ważnego, nikt już nie kliknie, bo wszyscy będą przekonani, że to kolejna internetowa szopka.

Ale przecież to takie wzruszające!
Pewnie, wzruszające. W końcu kto by nie chciał pomóc biednemu staruszkowi albo wesprzeć uśmiechnięte bliźnięta? Problem w tym, że za wieloma takimi postami nie stoi żadna realna potrzeba, tylko zimna strategia. Twórcy wiedzą, że ludzie lubią myśleć o sobie jak o dobrych, empatycznych istotach – i wykorzystują to jak tylko mogą. To trochę jak wrzucenie złotówki do puszki, ale bez realnej pomocy – tylko po to, żeby poczuć się dobrze na chwilę. A potem masz to gdzieś i scrollujesz dalej.

Jak się przed tym bronić?
Przede wszystkim – miej dystans. Zanim klikniesz, zastanów się, czy ta historia rzeczywiście wymaga twojego lajka, czy jest tylko kolejnym przykładem internetowej manipulacji i kryje się za nią zwykłe wyłudzanie reakcji. A jeśli naprawdę chcesz pomóc, poszukaj organizacji albo inicjatyw, które robią coś konkretnego w tej sprawie. Wspieraj realne działania, a nie cyfrowy teatr.
Albo, jeśli masz ochotę na odrobinę sarkazmu, odpowiedz na taki post własnym dziełem: „Mam 35 lat, moja pizza się przypaliła, a nikt mnie nie pocieszył. Polub to, jeśli kiedykolwiek też cierpiałeś w kuchni”. Kto wie, może rozpoczniesz nowy trend? Tak czy inaczej – ja spróbowałem 🙂

Kliknij „lubię to”… albo lepiej nie
Internet jest pełen absurdów, a „żebranie o lajki” to tylko jeden z przykładów, jak daleko potrafimy się posunąć, by zdobyć odrobinę atencji. Ale hej, przynajmniej możemy się z tego pośmiać, prawda? Więc następnym razem, gdy zobaczysz wzruszający post o „nikim, kto jeszcze nie polubił”, pamiętaj: lajki są fajne, ale autentyczność jest jeszcze fajniejsza.