Podziel się moją publikacją ze znajomymi:

Content marketing i jego nowe oblicze

Kiedy zaglądam do internetu – czy to na YouTube, czy na rozmaite blogi branżowe – odnoszę ostatnio wrażenie, że świat oszalał na punkcie generowania treści przez sztuczną inteligencję. Wszędzie widzę poradniki, filmy instruktażowe, nagłówki w stylu: „Jak w 10 minut stworzyć 100 artykułów i zarobić fortunę?”. Ach, jak to brzmi kusząco! Problem w tym, że po krótkiej lekturze bądź obejrzeniu takiego „genialnego” wideo okazuje się, że mamy do czynienia z niczym innym, jak z tym, co nazywam „fabryką bylejakosci”. Brzmi dosadnie. Ale mam wrażenie, że tylko takie określenie oddaje skalę zjawiska, które zalewa strony internetowe i media społecznościowe. I choć temat jest poważny, postaram się o nim opowiedzieć z nutą sarkazmu i odrobiną ironii.

Przeglądając YouTube, co rusz natykam się na kolejną złotą radę: „Wpisz słowo kluczowe, wybierz ton wypowiedzi, kliknij ‘Generuj, a potem już tylko zbieraj lajki i ruch z Google!”. Jakże to proste i cudowne! Po co się męczyć, skoro AI zrobi wszystko za nas? Tyle że, niestety, jakość tych treści woła często o pomstę do nieba. Widzę masowo tworzone artykuły, które mają może i poprawną gramatykę (czasem!), ale ich wartość merytoryczna jest, mówiąc delikatnie, wątpliwa. Zamiast oryginalnych spostrzeżeń czy choćby ciekawostek opartych na realnym doświadczeniu, otrzymujemy przerobione frazesy i powielone akapity, które niczego nowego nie wnoszą. „Fabryka bylejakości” – oto nasza nowa rzeczywistość.

SEO i związany z nim content marketing coraz częściej przypominają wyścig szczurów
SEO i związany z nim content marketing coraz częściej przypominają wyścig szczurów

Często bywam pytany: „Ale czy to nie jest tak, że AI potrafi pisać coraz lepiej?”. Owszem, narzędzia się rozwijają i w wielu aspektach zaskakująco dobrze naśladują ludzki styl. Sam chętnie korzystam z ich pomocy przy researchu czy wstępnej obróbce pomysłów. Ale to, co mnie niepokoi, to hurraoptymizm.

Ludzie wierzą, że oto nadszedł koniec pisania, koniec weryfikowania informacji i koniec merytorycznej wartości. Skoro AI potrafi stworzyć tekst w pięć minut, to po co się starać? Po co zatrudniać copywriterów czy specjalistów od content marketingu, skoro można wypluć tysiąc tekstów dziennie i liczyć na to, że Google nam tego nie wytknie? I tutaj pojawia się największy problem: masa treści, które może i mają słowa kluczowe, ale są napisane bez polotu, a ich wartość praktyczna jest znikoma.

W branży SEO ta cała „fabryka bylejakości” napędza prawdziwy wyścig szczurów. Każdy chce skorzystać, generując jak najwięcej artykułów. Zamiast skupić się na realnej wartości, często liczy się tylko liczba słów, nagłówki i punktory – których w tym tekście celowo nie zamieszczam. Zewsząd słyszę: „Musisz publikować regularnie, inaczej spadniesz!”. Racja, regularność jest ważna, ale regularność połączona z niską jakością to jak dodawanie wody do zupy – może i zapychasz garnek, ale smak staje się coraz bardziej nijaki.

Polecam Ci również przeczytać:  Przenikanie SEO i SEA, czyli jak zmienia się krajobraz optymalizacji

A jednak widzę, jak niektórzy właściciele stron zamiast zastanowić się nad lepszą strategią, wybierają właśnie ten rozcieńczony wariant. Potem człowiek wchodzi na czyjegoś bloga, widzi 30 nowych wpisów w ciągu tygodnia i po chwili czytania ma wrażenie, że czyta w kółko to samo – tyle że może w nieco innej kolejności akapitów.

W wielu przypadkach content marketing ogranicza się do generowania treści i analizy wyników
W wielu przypadkach content marketing ogranicza się do generowania treści i analizy wyników

Oczywiście, nie twierdzę, że wszystkie treści stworzone przez AI to zło wcielone. Nieraz sztuczna inteligencja potrafi wygenerować naprawdę przyzwoity szkic, który – poddany ludzkiej obróbce – staje się przydatnym artykułem. Klucz tkwi w tym, by nie rezygnować z człowieka w procesie weryfikacji i redakcji.

Przyda się ktoś, kto ma pojęcie o danym temacie i potrafi powiedzieć: „Stój, tutaj AI przesadziło, tu powieliło błąd, a tu w ogóle wstawiło bzdurę wziętą nie wiadomo skąd”. Niestety, mam wrażenie, że ten element często bywa pomijany, bo przecież ktoś, kto publikuje sto artykułów w tydzień, nie będzie tracił czasu na sprawdzanie, czy zawarte w nich tezy mają sens.

Obserwuję także pewną fascynującą ewolucję „poradników” na YouTube. Jeszcze dwa lata temu większość „speców od marketingu” mówiła, że AI dopiero raczkuje i nie warto jej aż tak bardzo ufać. Dziś ci sami twórcy powtarzają, że to rewolucja, z której trzeba korzystać jak najszybciej. Nie mam nic przeciwko zmienianiu zdania – sam często modyfikuję swoje poglądy w miarę jak zdobywam nowe informacje. Ale kiedy widzę, że nagle wszyscy „eksperci” biją się o to, kto zrobi bardziej klikbajtowy tytuł typu: „Jak wygenerowałem 10 tysięcy złotych w dwa dni dzięki ChatGPT!”, to mam delikatny odruch politowania. Nie dlatego, że zazdroszczę, tylko dlatego, że wiem, jak to się zwykle kończy: masa osób próbuje skopiować tę „taktykę” i zalewa internet kolejnymi falami byle jakiego contentu. A wystarczy przejrzeć kilka takich tekstów, by przekonać się, że w większości jest to właśnie fabryka bylejakości – niby podobna do artykułów pisanych przez człowieka, ale pozbawiona większej wartości i jakiejkolwiek głębszej myśli.

Często, gdy jestem pytany o rady w kwestii content marketingu, odpowiadam: „Nie idź na skróty. Rób dobry research, dbaj o unikalne ujęcie tematu i pamiętaj, że twoim celem jest rozwiązać problem czytelnika lub wnieść coś do jego życia – nawet, jeśli to tylko rozrywka czy ciekawostka”. Tymczasem fabryka bylejakości działa inaczej: wypuszcza setki niby-porad, w których powtarzane są te same frazesy bez ładu i składu. W rezultacie internauta, który próbuje się czegoś dowiedzieć, trafia na serię identycznych artykułów i w każdym czyta: „Zacznij od opracowania strategii, skup się na jakości i postaw na wartościowe treści”. Ironia polega na tym, że najczęściej te „wartościowe treści” to właśnie generowana masowo papka, niepoparta praktycznym doświadczeniem.

Polecam Ci również przeczytać:  SEO: Bylekontent zalewa internet. Nawet specjaliści to lubią

Warto też podkreślić, że za kilka miesięcy czy lat może nastąpić pewien zwrot akcji. Google, jako strażnik jakości (przynajmniej w założeniu), może jeszcze bardziej udoskonalić swoje algorytmy i zacząć wyżej premiować treści tworzone przez specjalistów, a nie te masowo powielane. Już teraz widać, że w niektórych kategoriach tematycznych roboty wyszukiwarek coraz skuteczniej rozpoznają tzw. thin content, czyli treści o znikomej wartości dla użytkownika. Czy to oznacza koniec fabryki bylejakości? Być może nie, ale pewnie część stron, które opierają się wyłącznie na takiej taktyce, spadnie w rankingu i będzie musiała zmienić strategię. Czyli czeka nas wielkie zdziwienie, a potem standardowe biadolenie: „Ale jak to, przecież tak pięknie zarabiałem, a teraz strona spadła i nikt nie czyta moich treści?!”.

Z drugiej strony, czy całkiem potępiam sam pomysł wykorzystywania AI do pisania? Ależ skąd. Uważam, że to cenne narzędzie, pozwalające przyspieszyć część pracy, zyskać inspirację, a nawet wyłapać błędy logiczne w tekście. Sam z niego korzystam, kiedy potrzebuję szybko zebrać fakty lub poszerzyć perspektywę. Problem tkwi tylko w tym, że niektórzy mylą „narzędzie” z „zastępstwem człowieka na każdym etapie”. Zamiast traktować AI jako wsparcie, używają go do tworzenia końcowego produktu bez żadnej kontroli jakości. W efekcie powstają miliony, jeśli nie miliardy tekstów, które wzajemnie się kopiują, powtarzają te same zdania i de facto zapełniają przestrzeń internetową szumem informacyjnym. A to, że w SEO trwa wyścig szczurów? Cóż, zawsze trwał, tylko teraz nabrał nieco komicznego wymiaru: „Kto pierwszy zaleje Google większą ilością byletreści, ten wygrywa – przynajmniej do najbliższej aktualizacji algorytmu”.

Content marketing może czekać istotna rewolucja. Czy na powierzchni zostaną pasjonaci i eksperci?
Content marketing może czekać istotna rewolucja. Czy na powierzchni zostaną pasjonaci i eksperci?

Być może pozostaje nam tylko przeczekać ten szał. Jak każda moda, także i ta może ewoluować, a może i w końcu częściowo przeminie. Niezależnie jednak od tego, co się stanie, zawsze będą ludzie, którzy wolą robić coś porządnie i w sposób przemyślany, niż iść na skróty. Z mojego doświadczenia wynika, że to właśnie ci twórcy wygrywają w dłuższej perspektywie: budują zaufanie, przyciągają zaangażowanych odbiorców i tworzą treści, które są chętnie polecane. Jasne, może nie będą mieli 100 artykułów w tydzień, ale te 2-3, które faktycznie napiszą, będą miały w sobie coś więcej niż frazesy i zlepek losowych zdań.

Na zakończenie, chciałbym uspokoić wszystkich, którzy zastanawiają się, czy nastał koniec „prawdziwego” content marketingu. Nic takiego się nie stało – wystarczy zajrzeć na dobrze prowadzone blogi, kanały na YouTube czy podcasty. Ciągle mnóstwo osób tworzy materiały z pasją i zaangażowaniem, wykorzystując AI jedynie do usprawnienia swojej pracy, nie zaś do masowego „produkowania”. Tak więc, jeśli ktoś się boi, że era bylejakości zaleje nas totalnie i nic wartościowego już się nie przebije, to mam nadzieję, że mogę go choć trochę uspokoić. Najlepszym filtrem zawsze będzie wybór użytkowników: oni szybko się orientują, kto dostarcza sensowną wartość, a kto jedynie „nabija” statystyki.

Polecam Ci również przeczytać:  Freelancer SEO - 7 powodów, dla których freelancer jest lepszym wyborem niż agencja

Sam zamierzam trzymać się starej, dobrej zasady: twórz tak, byś był dumny z podpisania się pod swoim tekstem. A jeśli w tym pomoże sztuczna inteligencja, to świetnie – ale niech to będzie narzędzie, a nie kreator końcowego kształtu. Wtedy może unikniemy sytuacji, w której jedyne, co będzie dostępne w sieci, to nieznośny odgłos maszyn z fabryki bylejakości.

Autor

  • Michał - portret

    Jestem specjalistą SEO, językoznawcą, pasjonatem digital marketingu i nowych technologii. Od prawie 20 lat działam w branży, pomagając przedsiębiorcom w rozwoju firm i skalowaniu biznesu. Jestem niezależnym specjalistą, dzięki czemu pracuję elastycznie i skupiam się na prawdziwych potrzebach moich Klientów. Uwielbiam kosmologię i poezję polską XIX wieku, jestem również autorem tekstów piosenek. Gram na 5 instrumentach muzycznych.

    View all posts

Podziel się moją publikacją ze znajomymi: