Brzmi kontrowersyjnie? Pewnie. Ale kiedy spojrzymy na sytuację okiem przedsiębiorcy, okaże się, że nie chodzi o żadne magiczne pozycjonowanie, tylko o twarde liczby: sprzedaż, konwersję, rentowność. SEO, SEM, influencer marketing, marketing automation, chaty GPT i inne hity sezonu – to wszystko jest dla klientów jedynie narzędziem do osiągnięcia realnych wyników. Krótko mówiąc, nikt nie przepala budżetu, żeby pochwalić się przed teściową, że ma w URL-u ładnie upchaną frazę kluczową. Prawdziwe pytanie brzmi: „Czy to narzędzie mnie wzbogaci, ułatwi życie i pomoże w rozwoju firmy?”. Jeśli tak – świetnie. Jeśli nie – do kosza.
Od lat słyszymy te same hasła: „SEO IS DEAD” albo „Content is king” czy „Mobile first”. Co roku ktoś uderza w alarmistyczny ton i ogłasza: „Słuchajcie, SEO nie żyje, bo Google znowu namieszało”. Jest w tym ziarno prawdy – SEO w starym wydaniu, z masowym upychaniem słów kluczowych i kupowaniem linków w szarej strefie, umarło dawno temu. Jednak współczesne pozycjonowanie to już też zupełnie inna bajka – bardziej marketing i psychologia niż sztuczki z anchorami. Tyle że klienci nadal mają to w nosie. Czego naprawdę chcą? Dostępności w wynikach wyszukiwania, która przekłada się na telefony, maile, zamówienia. Wciąż jednak nie muszą rozumieć mechanizmów i zmian algorytmicznych, bo to nie ich działka.

Wyobraźmy sobie rozmowę z klientem, który prowadzi średniej wielkości e-commerce z branży odzieżowej. Naprawdę myślicie, że on ma czas albo ochotę dyskutować o niuansach robots.txt, linków kanonicznych i parametrach UTM? Nie. Jest skupiony na tym, by mieć odzież w magazynie i by wystawić w sklepie internetowym kolekcję w najbliższy poniedziałek. Zapyta: „Czy doprowadzisz mi ruch, który kupi to, co sprzedaję? Jak szybko?” To jest esencja. SEO to tylko jedna ze składowych strategii wzrostu. Może i ważna, ale nigdy nie powinna przysłaniać faktu, że klientom zależy na konkretach: wynikach, zyskach, rozwoju.
Cała ta powracająca moda na frazy w stylu „SEO IS DEAD” bierze się z pewnego niezrozumienia, że SEO – czy to w swej pierwotnej formie, czy w nowszej, hybrydowej odsłonie – nie jest celem samym w sobie. Jeśli Twój sklep pnie się w górę w wynikach wyszukiwania, ale nikt nie kupuje, to para (i kasa) poszła w gwizdek. Klienci niekoniecznie muszą kochać SEO – oni jedynie oczekują, że to „coś” wygeneruje pieniądze, usprawni proces sprzedaży, zwiększy popularność marki. I trzeba przyznać: mają absolutną rację. W końcu biznes to biznes, a SEO to tylko jedno z narzędzi służących do jego napędzania.
–