Podziel się moją publikacją ze znajomymi:

Zacznę bez owijania w bawełnę: w swojej karierze w branży SEO wielokrotnie spotykałem się z tym, co potocznie nazywam „cebulowym link buildingiem”. To tak zwane pozycjonowanie na skróty, z użyciem tanich, wątpliwej jakości odnośników, które na pierwszy rzut oka potrafią podbić stronę w Google, ale długofalowo bywają szkodliwe. Wyobraźcie sobie, że ktoś sprzedaje na bazarze koszulki z krzywo wydrukowanym logo znanej marki – czasem nawet to się sprzedaje, ale w świecie dużego biznesu i w dłuższym okresie czasu absolutnie nie przechodzi. Ja wolę podejście, w którym działamy z klasą i rozsądkiem, co wcale nie oznacza wydawania bajońskich sum na linki. Chodzi o jakość, uczciwość i skuteczność zarazem. W tym artykule opowiem, czym dokładnie jest „cebulowy” link building, dlaczego lubi kusić swoją pozorną łatwością i czemu tak naprawdę przegrywa ze strategiami godnymi sprawdzonego eksperta SEO.

Dlaczego wciąż spotykam „cebulowe” linki?

Pewnie zastanawiacie się, skąd w ogóle bierze się w SEO ta „cebulowa” mentalność. Otóż, najczęściej chodzi o dwa powody: niewielki budżet i pokusę szybkich efektów. Wszyscy – włącznie z moimi klientami – chcą widzieć wysokie pozycje w Google „na wczoraj”. Jeśli dorzucimy do tego mocno ograniczone zasoby finansowe, to dość łatwo uwierzyć, że parę dolarów wydanych w jakimś egzotycznym serwisie wystarczy, by osiągnąć spektakularne wyniki. W skrócie: zlecasz setkom osób w Indiach, Bangladeszu czy Rosji, by publikowały „artykuły” z linkiem prowadzącym do Twojej witryny i… sprawa załatwiona. Nic tylko czekać na TOP3. Problem w tym, że Google – choć czasem się myli – coraz lepiej rozpoznaje takie sztuczki.

Swego czasu byłem świadkiem historii, w której właściciel niewielkiego sklepu internetowego z elektroniką zapłacił jakieś śmieszne pieniądze za tysiące linków z automatycznie wygenerowanych stron. Przez pierwsze tygodnie wyniki wydawały się obiecujące: strona faktycznie podskoczyła z trzeciej dziesiątki do drugiej. Niestety, potem nadszedł kolejny update algorytmu Google, i w ciągu kilku dni sklep spadł na piątą stronę. Przychody stanęły w miejscu, a właściciel musiał wydać jeszcze więcej (tym razem na rzetelną strategię linkowania), żeby wyjść z bagna. Lekcja? Czasem zapłacisz raz, a dobrze – zamiast wydawać pieniądze dwa razy: najpierw na „cebule”, a potem na ratowanie sytuacji.

Polecam Ci również przeczytać:  Co to jest ALT TEXT i jak go używać?

Choć to żartobliwe określenie, najlepiej obrazuje pewne schematy działania:

  1. Masowe kupowanie linków w podejrzanych miejscach – tak zwane link farmy, katalogi niskiej jakości, preclownie i inne egzotyczne wynalazki. Linki tego typu nie niosą żadnej realnej wartości merytorycznej, a wręcz szkodzą, bo Google od lat potrafi je rozpoznawać i deprecjonować.
  2. Publikacje automatyczne lub półautomatyczne – artykuły „syntezowane” z użyciem spinnerów, narzędzi tłumaczących, a do tego wklejane seryjnie na stronach-śmieciach. Takie treści są fatalnie napisane, nie mają sensu, a klikalność z tych odnośników równa się zeru.
  3. Zero strategii, zero intencji użytkownika – twórcy cebulowych linków nie zastanawiają się nad tematem strony, do której linkują, ani nad jej grupą docelową. Najważniejsza jest liczba linków, a nie ich jakość, kontekst czy realny wpływ na sprzedaż.

Mógłbym tak wymieniać dalej. W praktyce „cebulowy” link building polega na tym, żeby jak najmniejszym kosztem stworzyć jak najwięcej odnośników, licząc na cud. Niestety, Google i jego algorytmy (np. Pingwin) wciąż się uczą i weryfikują. Efekt? Zazwyczaj kończy się jak w przysłowiu: „co tanie, to drogie”, bo prędzej czy później trzeba posprzątać cały ten chaos.

Co robi sprawdzony expert SEO?

Ja – jako ktoś, kto przeszedł już przez niejeden projekt – wychodzę z innego założenia. W SEO niska jakość zawsze odbije się czkawką. To prawda, że budżet czasem jest ograniczony, ale nawet wtedy wolę 10 wartościowych publikacji w renomowanych serwisach branżowych niż 1000 linków w preclowniach. Dlaczego?

1. Jakość ponad ilość

Wszyscy się tego uczymy na różnych etapach kariery, ale finalnie zawsze liczy się jakość. Jeden artykuł w popularnym magazynie online, który linkuje do mojej strony w kontekście eksperckim, buduje wizerunek i zaufanie Google. Wiem, że ciężko to czasem wytłumaczyć klientowi, bo w liczbach lepiej wygląda „100 linków” niż „3 linki”. Tyle że to drugie podejście w kontekście realnych efektów – zarówno w wynikach wyszukiwania, jak i w budowaniu marki – wypada znacznie korzystniej.

2. Długofalowa perspektywa

Klientowi najczęściej zależy na wynikach „na już”, co rozumiem. Ale jako SEO-wiec z doświadczeniem staram się uświadomić, że sztuczne podbijanie strony w ciągu paru tygodni może przerodzić się w dramat, jeśli Google uzna metody za spamerskie. Wolę zbudować ruch stabilnie i utrzymywać wysokie pozycje przez dłuższy czas, niż wspinać się na szczyt i równie szybko z niego zlecieć.

3. Kontekst i intencja użytkownika

Dobry link building nie istnieje w próżni. Jestem fanem tworzenia treści, które odpowiadają na realne pytania użytkowników (coś w rodzaju marketingu przychodzącego). Jeśli piszę artykuł o nowoczesnych metodach obróbki stali i zamieszczam w nim link do sklepu z narzędziami CNC, to ktoś, kto kliknie, naprawdę może być zainteresowany zakupami. A w „cebulowym” link buildingu nikt się nie przejmuje, czy strona docelowa ma cokolwiek wspólnego z miejscem, gdzie link zostaje wstawiony. Liczy się tylko, by to gdzieś się pojawiło.

Polecam Ci również przeczytać:  SEO is dead? Kilka słów o nieuchronnie nadchodzącej śmierci SEO

Wartościowe linki są na wagę złota

Przyznam uczciwie, że widziałem sytuacje, w których masowy, niskiej jakości link building dawał tymczasowe efekty. Czasami strony na rynkach słabo monitorowanych przez Google (np. w jakichś bardzo egzotycznych językach) wspinały się nieco w górę. Bywa też tak, że w niezbyt konkurencyjnej niszy można „spróbować szczęścia” i cieszyć się paroma miesiącami wyższej pozycji. Tylko co z tego, skoro wystarczy jeden większy update algorytmu, by cały ten misterny plan się posypał?

Dla mnie to jak jechanie po autostradzie bez biletu. Na początku może być fajnie, bo nie trzeba stać w kolejce, ale w pewnym momencie służby mogą Cię zatrzymać i karcić solidnym mandatem. Czy warto ryzykować? Nie, jeśli chcesz działać w sieci długofalowo i bez obaw o jakąś przyszłą „karę” od Google. W swojej pracy stawiam na strategie, które nie będą musiały się chować, gdy dojdzie do kolejnej aktualizacji Pingwina czy innego zwierzaka z „ZOO Google”.

Kto wygrywa, a kto zostaje w tyle?

Moje doświadczenie pokazuje, że w końcowym rozrachunku – w kontekście reputacji marki, stabilnej widoczności w Google i sensownych konwersji – zawsze wygrywa sprawdzony expert SEO. Ten, kto stawia na strategiczne działania: analizę słów kluczowych, tworzenie wartościowych tekstów, zdobywanie linków z branżowych portali, blogów i mediów społecznościowych. Ludziom może się wydawać, że to idzie za wolno albo kosztuje zbyt dużo wysiłku. Rozumiem to rozczarowanie, bo internet kojarzy się z szybkością i dynamiką. Jednak nikt z nas nie przeskoczy pewnych procesów. Budowanie wiarygodnej bazy linków i pokazywanie Google, że jesteśmy „godni zaufania”, to maraton, nie sprint.

„Cebulowy” link building – choć bywa kuszący – przegrywa właśnie przez brak stabilności, brak autentyczności i brak długofalowej perspektywy. Czasem da chwilowy sukces, ale to tak, jakby wygrywać w kasynie: najczęściej kończy się tym, że kasyno (w tym wypadku Google) bierze wszystko.

Jasne, że można czasem przechytrzyć system. Zdarza się, że ktoś wypełnia sieć linkami i przez kilka tygodni ma wzrost. Ale w SEO nie chodzi o kilkutygodniowy zastrzyk ruchu. To jest gra długodystansowa, w której liczy się konsekwencja, jakość i zrozumienie, czego Google oczekuje. Jeśli spytacie mnie, jaką radę bym dał komuś, kto stoi przed wyborem: masowe linki po taniości czy strategiczne działania SEO – to zawsze powiem: inwestuj w to, co się nie rozsypie przy najbliższym silnym wietrze.

Polecam Ci również przeczytać:  Grande Connection z YouTube'a - czy prawda się obroni?

Nie chcę brzmieć jak nadęty moralista od SEO, ale z doświadczenia wiem, że takie podejście daje większe bezpieczeństwo i przekłada się na realne przychody w biznesie. Dziesięć porządnych linków, dobrze dopasowany content i aktywna komunikacja z klientami (np. przez wartościowy newsletter czy kampanie w social media) potrafią zdziałać cuda. A cały „cebulowy” link building? Zostawmy go w przeszłości, gdzie jego miejsce. Na dzisiejszym, konkurencyjnym rynku każdy ruch jest pod lupą. Działajmy więc tak, by nie bać się weryfikacji – ani przez Google, ani przez samych użytkowników.

Autor

  • Michał - portret

    Jestem specjalistą SEO, językoznawcą, pasjonatem digital marketingu i nowych technologii. Od prawie 20 lat działam w branży, pomagając przedsiębiorcom w rozwoju firm i skalowaniu biznesu. Jestem niezależnym specjalistą, dzięki czemu pracuję elastycznie i skupiam się na prawdziwych potrzebach moich Klientów. Uwielbiam kosmologię i poezję polską XIX wieku, jestem również autorem tekstów piosenek. Gram na 5 instrumentach muzycznych.

    View all posts

Podziel się moją publikacją ze znajomymi: